wtorek, 23 września 2008

Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter

Po zasadniczo za długiej podróży dotarłem wreszcie do Klagenfurtu (jeno 15 godzin pociągiem).
Każdy z Erasmusowców ma przydzielonego odgórnie wprowadzacza, który pokazuje co i jak i kto zacz.

Michael mój wprowadzacz obwiózł mnie po mieście i Uniwerku, by dojechać do akademika ( a imię jego Mozartheim). Pokoik dwuosobowy (numer 308) znajduje się na 3 piętrze skąd rozciąga się widok na pobliskie piękne góry i równie niepiękne bloki.
Moim współlokatorem okazał się Jankes z Kansas - Todd. Jego imię idealnie pasuje do tego katolickiego kraju. Kiedy się przedstawił "Hallo Ich bin Todd" niektórzy uciekali wykonując znak krzyża:). Dla ułatwienia dodam, iż należy porównać sobie to imię z niemieckim Todt. Sposób wymowy ten sam.

Zdaje się, że trafiłem idealnie, jako że przyjechałem prosto na Welcome Party. Pojawiło się bez mała 30 osób. Pełno ludzi przyjechało z Hiszpanii, a jeszcze więcej z USA (prym wiedzie Północna Karolina). Ponadto pojawili się ludzie z okolicznych Węgier, Czech, Rumunii i Serbii. Dzielnie sekundują im ludzie z UK, Japonii czy Indii. Jest nawet jeden ziomek z Chile. Wisienką na torcie są dwie Polki (jedna z AE w Poznaniu!). Spoko ziomy. Wszyscy ciekawi świata i żądni przygód.

Klagenfurt jest stolicą landu Karyntii. Karyntia poza górami słynie z własnego dialektu i akcentu.
I rzeczywiście. Jeśli trafi się na typowego Austriaka /Austriaczkę (jak Pani Babsztyl z zarządu akademika) i chce się o coś zapytać to równie dobrze można przyłożyć ucho do pralki.
Jednakże wiele osób ( zwłaszcza młodszych) mówi standardowym niemieckim (o austriackim zabarwieniu - rzecz jasna). I ani się człowiek nie obejrzy i już tłumaczy zawiłości kontaktów polsko - wołoskich w XVI wieku. Nie załamałem się więc pod żałosnością mojej znajomości niemieckiego. 8 lat nauki w tym 3 z Hansem, nie poszły na marne.


Tymczasowy bilans pobytu wygląda tak:
4 dni pobytu - 4 imprezy


PS. Kto nie wie o co chodzi z tytułem, zachęcam do obejrzenia poniższego skeczu w wykonaniu Waldemara Malickiego.

Komentarze (4):

Blogger Wojtek pisze...

Porównanie z pralką rządzi!;) Ja tak miałem jak mieszkałem przez tydzień w Bawarii.

Aha, zapomniałeś, że Karyntia to też jeden z najlepszych austriackich regionów narciarskich!

Usterka:"żądni", nie "rządni".

A kojarzą z czymś/kimś Polskę? Jak reagują na nasz kraj?

//daj znać na maila jak odpiszesz

25 września 2008 20:52

 
Blogger Piotr Podróżnik pisze...

Nie napisałem tego jeszcze, gdyż szukam stoków i najbliższy znalazłem dopiero w Villach. (30 minut pociągiem).

Błąd już poprawiony!:).


Polskę kojarzą przede wszystkim z wódkami. Ale wiedzą też o polskiej gościnności, niektórzy tam byli, niektórzy mają przyjaciół z Polski więc nie są w ciemię bici.
Jeden Andaluzyjczyk jest napalony na polską kulturę i szczególnie ceni sobie Lelewela:).

Kojarzą też "Dżej Pi 2" i "Lek Walenza:)".

A Erasmusowcy ze wschodniej Europy wiedzą o co loto.

26 września 2008 17:17

 
Blogger Staszek Krawczyk pisze...

Świetnie, że Twój niemiecki działa.

"Ich bin Todd" — ciekawe, nie pomyślałbym, że ludzie mogą tak stanowczo zareagować. Bo przecież widać, że żyje... A może właśnie wcale nie?

Pralka przypomina mi o Sienkiewiczu, którego jeden z bohaterów mówił w "Krzyżakach" o francuskim: "Język, jakobyś cynowymi misy potrząsał".

Cztery imprezy w cztery dni... Taaak... Widzę, że istotnie na Erasmusie nie ma co robić. ;]

27 września 2008 17:19

 
Blogger Piotr Podróżnik pisze...

Może trochę przesadziłem z tą ucieczką, ale istotnie na imię Todd'a parę osób zrobiło znak krzyża.

Większość myślała, że robi sobie jaja.

27 września 2008 17:23

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna