Hottentottenstottertrottelmutterbeutelrattenlattengitterkofferattentäter
Po zasadniczo za długiej podróży dotarłem wreszcie do Klagenfurtu (jeno 15 godzin pociągiem).
Każdy z Erasmusowców ma przydzielonego odgórnie wprowadzacza, który pokazuje co i jak i kto zacz.
Michael mój wprowadzacz obwiózł mnie po mieście i Uniwerku, by dojechać do akademika ( a imię jego Mozartheim). Pokoik dwuosobowy (numer 308) znajduje się na 3 piętrze skąd rozciąga się widok na pobliskie piękne góry i równie niepiękne bloki.
Moim współlokatorem okazał się Jankes z Kansas - Todd. Jego imię idealnie pasuje do tego katolickiego kraju. Kiedy się przedstawił "Hallo Ich bin Todd" niektórzy uciekali wykonując znak krzyża:). Dla ułatwienia dodam, iż należy porównać sobie to imię z niemieckim Todt. Sposób wymowy ten sam.
Zdaje się, że trafiłem idealnie, jako że przyjechałem prosto na Welcome Party. Pojawiło się bez mała 30 osób. Pełno ludzi przyjechało z Hiszpanii, a jeszcze więcej z USA (prym wiedzie Północna Karolina). Ponadto pojawili się ludzie z okolicznych Węgier, Czech, Rumunii i Serbii. Dzielnie sekundują im ludzie z UK, Japonii czy Indii. Jest nawet jeden ziomek z Chile. Wisienką na torcie są dwie Polki (jedna z AE w Poznaniu!). Spoko ziomy. Wszyscy ciekawi świata i żądni przygód.
Klagenfurt jest stolicą landu Karyntii. Karyntia poza górami słynie z własnego dialektu i akcentu.
I rzeczywiście. Jeśli trafi się na typowego Austriaka /Austriaczkę (jak Pani Babsztyl z zarządu akademika) i chce się o coś zapytać to równie dobrze można przyłożyć ucho do pralki.
Jednakże wiele osób ( zwłaszcza młodszych) mówi standardowym niemieckim (o austriackim zabarwieniu - rzecz jasna). I ani się człowiek nie obejrzy i już tłumaczy zawiłości kontaktów polsko - wołoskich w XVI wieku. Nie załamałem się więc pod żałosnością mojej znajomości niemieckiego. 8 lat nauki w tym 3 z Hansem, nie poszły na marne.
Tymczasowy bilans pobytu wygląda tak:
4 dni pobytu - 4 imprezy
PS. Kto nie wie o co chodzi z tytułem, zachęcam do obejrzenia poniższego skeczu w wykonaniu Waldemara Malickiego.
Komentarze (4):
Porównanie z pralką rządzi!;) Ja tak miałem jak mieszkałem przez tydzień w Bawarii.
Aha, zapomniałeś, że Karyntia to też jeden z najlepszych austriackich regionów narciarskich!
Usterka:"żądni", nie "rządni".
A kojarzą z czymś/kimś Polskę? Jak reagują na nasz kraj?
//daj znać na maila jak odpiszesz
25 września 2008 20:52
Nie napisałem tego jeszcze, gdyż szukam stoków i najbliższy znalazłem dopiero w Villach. (30 minut pociągiem).
Błąd już poprawiony!:).
Polskę kojarzą przede wszystkim z wódkami. Ale wiedzą też o polskiej gościnności, niektórzy tam byli, niektórzy mają przyjaciół z Polski więc nie są w ciemię bici.
Jeden Andaluzyjczyk jest napalony na polską kulturę i szczególnie ceni sobie Lelewela:).
Kojarzą też "Dżej Pi 2" i "Lek Walenza:)".
A Erasmusowcy ze wschodniej Europy wiedzą o co loto.
26 września 2008 17:17
Świetnie, że Twój niemiecki działa.
"Ich bin Todd" — ciekawe, nie pomyślałbym, że ludzie mogą tak stanowczo zareagować. Bo przecież widać, że żyje... A może właśnie wcale nie?
Pralka przypomina mi o Sienkiewiczu, którego jeden z bohaterów mówił w "Krzyżakach" o francuskim: "Język, jakobyś cynowymi misy potrząsał".
Cztery imprezy w cztery dni... Taaak... Widzę, że istotnie na Erasmusie nie ma co robić. ;]
27 września 2008 17:19
Może trochę przesadziłem z tą ucieczką, ale istotnie na imię Todd'a parę osób zrobiło znak krzyża.
Większość myślała, że robi sobie jaja.
27 września 2008 17:23
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna