środa, 12 listopada 2008

The Purity of White and the Passion of Red

Dlaczego 11 listopada?

11 listopada 1918 roku tylko rozbrajano niemieckie odziały w Warszawie. Rada Regencyjna, która powstała jeszcze z łaski zaborców przekazała część swoich prerogatyw (zwierzchnictwo nad siłami zbrojnymi) Józefowi Piłsudskiemu - Swojakowi. Piłsudski przyjechał do Warszawy dzień wcześniej. Sama Rada Regencyjna rozwiązała się dopiero trzy dni później. Wtedy też Marszałek otrzymał w spadku po niej resztę uprawnień.
Dlaczego więc 11 listopada? Nikt do końca nie wie. Możliwe, że istotny wpływ miała sytuacja międzynarodowa i zakończenie Wielkiej Wojny. Faktem jest, że od 1937 to właśnie 11 listopada jest uznany za dzień odzyskania niepodległości, a sama data wraz z upływem czasu nabierała coraz bardziej znaczenia symbolicznego. 11 listopada to dzień odzyskania przez Polskę Niepodległości. I już! A takie święto trzeba należycie obchodzić.

Kiedy wreszcie udało mi się wstać od razu wywiesiłem biało-czerwoną flagę przez okno. Po jakieś godzinie kij z flagą wysunął się z misternie ułożonej konstrukcji z książek i zleciał z hukiem z trzeciego piętra na sam dół. W tym miejscy brawa dla Todd'a mojego współlokatora, który dzielnie zbiegł po schodach i uratował flagę przed zabrudzeniem. (Akurat robiłem zakupy).
Za drugim razem wywiesiłem flagę bez kija przygniatając ją górskimi butami (bo książki się zsuwały). Miło też było usłyszeć od Marty, że poczuła ciepełko na widok powiewającej polskiej flagi.

Nadszedł czas wykładu. Nie mogłem zostawić flagi samej ze sobą więc zaczepiłem ją na proporzec i dumnie kroczyłem ulicami Klagenfurtu. Kilku znajomych życzyło mi wesołego dnia niepodległości, paru innych zapytało o co chodzi, większość się po prostu gapiła, jeden pies mnie obszczekał, a jeden kot uciekł na mój widok. (Jeden radiowóz zwolnił przejeżdżając obok) Przyszło mi do głowy, że wystarczy tak przejść się po jakimś polskim mieści w czasie niespokojnym i rewolucja gotowa (Ludowy to dla Ciebie)! Ot siła oddziaływania symbolu. Za swoimi barwami pójdzie więcej osób niż za jakąkolwiek postacią. Symbolu nie można tak łatwo zniszczyć jak ludzi.

Po powrocie słuchałem pieśni patriotycznych. Na Mazurku Dąbrowskiego począwszy, przez Pierwszą kadrową, Warszawiankę, Pierwszą brygadę i na Rozmarynie skończywszy.

Jak już napisałem Dzień Niepodległości trzeba należycie obchodzić. Jedynym sposobem obchodów, który pasuje do Erasmusa jest:
a)prywatka
b)impreza
c)przyjęcie

Około dziewiątej udałem się do akademika Concordia, gdzie zamierzaliśmy z resztą Polaków zaanektować pokaźną piwnicę i przygotować ją do obchodów. Mieliśmy dwa zestawy muzyczne: polski i international. W praktyce leciała głównie muzyka międzynarodowa co jakiś czas przeplatana polskimi utworami. W tym miejscu należy oddać honory Marcinowi, który przygotował kawał dobrej muzyki tanecznej (a nie to techno - ścierwo) i Karolinie za równie rewelacyjny polski zestaw. Andrzej przyczepił jedną z dwóch polskich flag, którymi dysponowaliśmy przy "didżejce" i podświetlił ją od tyłu lampką nocną. Efekt fenomenalny. Druga flaga na drzewcu miała wiele zastosowań. Głównie machano (no dobra - machałem) nią nad głowami roztańczonego tłumu, a i szybko się 0kazało, że można ją zastosować do polskiej odmiany Limbo.(Muszę tu przyznać, że trochę poczułem się zniesmaczony tą ideą). Powolutku impreza zaczęła się rozkręcać. Zanim ludzie zaczęli pić z niewielkimi trudnościami udało mi się namówić Polki i Polaków do odśpiewania Hymnu (śpiewanie pieśni legionów po pijaku to profanacja!). Po moim krótkim przemówieniu, kiedy już wszyscy wstali, z głośników popłynął dostojny Mazurek Dąbrowskiego. Marcin pokazał swój komediowy pazur, rozładowując doniosłą atmosferę i puszczając zaraz potem Everybody dance now!
Dzięki namowom pewnej Turczynki udało mi się też, w końcu, przeforsować ideę zatańczenia Poloneza. O dziwo zagraniczna ekipa chętnie włączyła się do tańca, musieliśmy jednak na głos wykrzykiwać, kiedy jest "raz", żeby nie stracili rytmu.
Polskiego smaczku dodawały przywiezione przeze mnie Żubry i najlepsza wódka świata czyli Żubrówka. Zawsze zastanawiało mnie to, dlaczego Żubr nie jest w ogóle gorzki i to, że wódka może być tak delikatna jak Żubrówka.
Muzyka z lat siedemdziesiątych i znane ponadczasowe szlagiery (La Bamba!), w połączeniu z perełkami polskiej muzyki zapewniły zabawę na długie godziny. Jedna z koleżanek zwierzyła mi się rankiem, że wszystko ją boli bo za dużo tańczyła. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że jakoś lekko po drugiej miły pan z akademika wyłączył nam prąd i delikatnie dał nam do zrozumienia, że jesteśmy za głośni, po czym nas wyprosił.

Tak to jest, kiedy ludzie bawią zbyt dobrze. Jednak rewelacyjnie spędzonego czasu nikt nie mógł nam już zabrać.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna