niedziela, 5 października 2008

Wrażenia z Klagenfurtu. Odc. 2

Kolejna dawka obserwacji.

Podział Europy na wschód i zachód został stworzony sztucznie przez radziecką ekspansję. Patrząc z dłuższej perspektywy bardziej adekwatny wydaje się "stary" podział na kraje południa i kraje północy. I nie chodzi nawet o różnice geograficzne i klimatyczne, co o kulturowe. W Klagenfurcie czuć już powiew południa. Poza palmami na znajdującymi się na klagenfurckim deptaku, szczególnie uderzają miejscowe zwyczaje.
Południowy zefirek przynosi ze sobą, poza ciepełkiem, podejście do pracy. Z mojego punktu widzenia, wygląda to mniej więcej tak, jakby nikt tutaj nie pracował. A jeśli, ktoś już coś robi, to na pewno się nie przemęcza i kończy wcześnie swoją robotę. Panie w kasach, nie spieszą się z "nabijaniem" kolejnych zakupów. Ludzie stojący w pokaźnej kolejce (oczywiście, czynna jest tylko jedna z siedmiu kas), się nie denerwują spokojnie czekają na swoją kolej. Tylko małe dzieci nie mogą zdzierżyć zastoju i wariują.

Wielu miejscowych uprawia sport - biega, jeździ na rowerze. Dodatkowo rzesze ludzi spacerują wzdłuż kanałów, a jeszcze więcej siedzi na ławeczkach sącząc piwo (hitem był jeden pan, który zaczynał swój dzień od bagietki i piwa - o 6.00) i gra w szachy. W sumie nie dziwi to tak bardzo, jeśli wie się, że każdy zakątek wygląda tutaj pięknie. Zwłaszcza teraz, kiedy pobliskie góry rumienią się jesiennymi, ciepłymi barwami, a powietrze jest pobudzająco chłodne i niesamowicie świeże. Każdy głębszy wdech to przyjemność.

Ludzie mają inny zegar biologiczny. Wstają wcześniej i wcześniej kładą się spać. Sklepy czynne są (jak na polskie warunki) dość krótko. Większość zamyka się już 18.00. Tylko jeden sklep jest czynny całą dobę, ale znajduje się na dworcu. W niedzielę wszystkie sklepy są nieczynne. Cała okolica zwalnia i uspokaja się przed zmrokiem.

Większość mszy niedzielnych odprawianych jest rano, między 8.00 a 10.00. Wtedy z kościołów, ludzie po prostu wypadają, z braku miejsca. Natomiast na msze wieczorne (18.00 najpóźniej), przychodzi garsteczka wiernych. (Ciekawostka: Królestwo Boże to Gottes Reich, inną ciekawostkę stanowi fakt zwracania się do Bozi per "Du", co nie znaczy, że nie używa się też bardziej rozbudowanych nazw.)

I wreszcie, kiedy słońce schowa się za górami, a odbijające się od jeziora światło przestanie tworzyć łunę nad miastem ... zaczynają się imprezy:)

Komentarze (3):

Blogger Staszek Krawczyk pisze...

Świetny wpis! Podoba mi się najbardziej ze wszystkich dotychczasowych. Chyba udało Ci się przekazać niezwykłość klagenfurckiej atmosfery — która i dla mnie wiecznie zagonionego, i dla każdego pewnie mieszkańca naszego kręgu cywilizacyjnego byłaby znakomitym odświeżeniem. Do tego całość dyskretnie polana sosem informacji historycznokulturowej. Tylko zakończenie bym zmienił, bo ta autoironia niepotrzebnie wyrywa czytelnika z nastroju, jaki stworzyłeś. Ale ogólnie: oby więcej takich postów!

6 października 2008 07:24

 
Blogger Wojtek pisze...

Jakbym słyszał opis Egham...

Ale Twoja teoria się tu łamie, bo do krajów południa musiałbyś zakwalifikować Anglię;]

6 października 2008 17:17

 
Blogger Piotr Podróżnik pisze...

Anglię? No co ty. Tam, wszyscy za kasą.

Poza tym,Wielka Historia Brytanii Trevelyan'a zaczyna się zdaniem:

"Anglia jest wyspą"

Najprostszy, ale też najczęściej adekwatny komentarz:).

6 października 2008 20:52

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna