sobota, 22 listopada 2008

Spanish Dinner Party

Wśród klagenfurckich Erasmusowców są dwie kreatywne siły twórcze. Pierwsza, jak wskazuje tytuł wpisu, to Hiszpanie (Spaniards); druga to Polacy. Możliwe, że to po prostu ilość ludzi z danego kraju pozwala zorganizować jakieś większe wydarzenia. Z drugiej strony i tak potrzebny jest jakiś kreatywny spiritus movens, który wpadnie na pomysł i zajmie się organizacją obmyślonego eventu.
Po polskim obiadku i polskiej imprezie przyszła kolej na Hiszpanów. Postanowili oni zorganizować tytułowe Spanish Dinner Party. Co by podzielić się kosztami, każdy miał przynieść jakieś składniki potrzebne do potraw. Ja przyniosłem różniste owoce potrzebne do Sangrii.
Skoro pojawiła się już obca nazwa to czas wymienić co pojawiło się na trzech stołach malutkiej kuchenki w akademiku Uniheim. Zatem:

  1. Smażone ziemniaki z typowym andaluzyjskim sosem mojo pocón (ostry)
  2. Tortilla de patatas czyli pyry w omlecie
  3. Torrijas czyli wielkanocne grzanki obtoczone w jajku z cukrem i cynamonem
  4. Arroz con leche czyli ryż zmieszany z mlekiem, cynamonem i czymś tam jeszcze
  5. Do picia Sangria - czerwone wino z słodkim cukrem i kwaśnymi owocami (banan, jabłko, brzoskwinia, mandarynka)
Trzeba powiedzieć, że wszystkie te potrawy i napoje zostały przygotowane tylko przez dwie osoby, a jedzenia było sporo. Wystarczająco, żeby każdy mógł się najeść i opić. Następnego dnia ich opisy na Facebooku brzmiały mniej więcej tak: No more cooking albo Cooking break for two months.
A teraz czas na ciekawostki. Alkohol z Sangrii wsiąka w owoce. Można więc było nic nie pić a tylko wyjadać owoce i zaliczyć niespodziankę. Druga sprawa to mój genialny pomysł zrobienia sobie na obiadek tego dnia fasoli po bretońsku. Mieszanka fasoli i tych wszystkich hiszpańskich potraw dawała mi się we znaki całego następnego dnia (np. w sklepie właśnie). Kolejny ciekawy motyw to niesamowity brak kubków i sztućców. Kiedy 40 osób przychodzi do kolektywnej kuchni akademikowej szybko pojawiają się deficyty. Używaliśmy więc jednego kubka na 3 osoby. Jednej łyżki na jeszcze więcej. Dostępu do szafek poszczególnych mieszkańców akademika broniły kłódki i grube łańcuchy. Trochę trudno im się dziwić zważywszy na to, że taka wygłodniała i po części pijana masa studentów nie dość, że wszystko z tych szaf wyżre to jeszcze wszystkie talerze i sztućce już nigdy nie wrócą na swoje miejsce.

Jako kontrnatarcie Polacy szykują imprezę andrzejkową z obowiązkowym laniem wosku przez dziurkę do klucza i być może coś na kształt Polish Christmas Dinner Party!

Komentarze (1):

Blogger to ja pisze...

fantastyczny wpis

3 grudnia 2008 12:23

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna