Jesteśmy wszędzie!
Był ciepły wrześniowy poranek. Autobus linii 90, jak codziennie o tej porze dnia, stał w korkach na ulicy Garbary. Pech chciał, że wiele lat wcześniej przy tej ulicy powstała palarnia kawy. W centrum miasta. Spoceni ludzie w autobusie pootwierali wszystkie możliwe okienka, żeby wpuścić trochę świeżego porannego powietrza. Zamiast późnoletniego zefirku do wnętrza autobusu, niczym parowóz, który po zatrzymaniu się na stacji musi wydać wydech z nagromadzonej w czasie całej podróży pary, wtoczyło się ciężkie zapachem prażonej kawy powietrze. Niespotykane o tej porze roku upały doszczętnie wysuszyły powietrze. Zaduch jeszcze się spotęgował. Jeden z pasażerów odkaszlnął, czym wywołał istną nawałnicę kasłania. Piotr nie wiedział jeszcze, że bardzo szybko przyzwyczai się do korków w kawowej atmosferze.
- Dziadek mówił, że ostatni raz taki ciepły wrzesień był w 39. Ładnie się zaczyna – pomyślał.
W końcu, po bezsensownie długim przebywaniu w korkach ulicznych Piotrowi udało się dojechać do Pewnego Znanego Poznańskiego Liceum Ogólnokształcącego. Był pełen mieszanych uczuć i niepewności, które zwykle towarzyszą rozpoczynaniu nauki w nowej szkole i co ważniejsze, życiu w nowym środowisku. Oczywiście nie miał zielonego pojęcia, w której sali będzie miał pierwszą lekcję. W zasadzie niespecjalnie uważał na lekcji organizacyjnej i nie zapisał planu. Jedynym ratunkiem z beznadziejnej sytuacji wydawało się sprawdzenie planu wywieszonego w gablotce na głównym holu. Pech chciał, że w tym samym momencie na ten sam, niewątpliwie genialny w swej prostocie, pomysł wpadła połowa pierwszoroczniaków. Zaowocowało to powstaniem ogromnego tłumu ludzi napierającego na gablotkę, niczym bizony, które znalazłszy małe źródełko, gromadzą się przy wodopoju. Jak w tym programie na Discovery. Piotr wziął rozpęd i z impetem wskoczył w zbiorowisko by rozpuścić się w ludzkiej masie.
*
*
*
W tym samym czasie, stojąc na schodach, Zofia obserwowała coroczne zbiegowisko kotów przy gablotce.
- Jak bizony, przy wodopoju – pomyślała.
Była do tego przyzwyczajona. W końcu właśnie zaczynała czwarty i swój ostatni rok w Pewnym Znanym Poznańskim Liceum Ogólnokształcącym. Nie dające się oddalić przeczucie nadchodzącego końca potęgował widok pierwszoroczniaków, którzy wszystko mają jeszcze przed sobą. Złoty okres ich życia.
- Ach. Oni są już zreformowani. Będą tylko trzy lata. – próbowała się pocieszyć.
Niezwykle zeschizowany swoim pierwszym spóźnieniem w nowej szkole Piotr wbiegł podskokami po schodach. Prawie potrącił przy tym Zofię.
- Coraz gorsza ta młodzież. Z roku na rok coraz gorsza. Schodzą na psy. – powtórzyła w myślach coroczną mantrę.
Los chciał, że pięć i pół roku później spotkali się w szóstym największym mieście Austrii. W Klagenfurcie.
I CO? Mówiłem, że JESTEŚMY wszędzie!
Komentarze (3):
Zadanie na maturę rozszerzoną z matematyki.
Oblicz prawdopodobieństwo spotkania się dwóch ludzi z Pewnego Znanego Poznańskiego Liceum Ogólnokształcącego na Erasmusie.
4 marca 2009 22:49
Dwa i pół roku?
Przy tym LO to najmarniej 90%...
5 marca 2009 20:06
Pięć. Kurde jak ten czas leci!
6 marca 2009 12:22
Prześlij komentarz
Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]
<< Strona główna