środa, 3 czerwca 2009

Wyborczej gorączki koniec

W centralnym holu Uniwersytetu zebrał się niemały tłum. W nim przedstawiciele wszystkich partii i ugrupowań kandydujących do samorządu studenckiego. Stanęli w kole. Nagle przez środek pustej przestrzeni utworzonej przez ludzki krąg przeszło kilku Erasmusów. Wszystko byłoby w normie gdyby nie to, że odpalili przed kamerami cały zestaw ruchów tanecznych od Güntherdance zaczynając a na Tekkno pit kończąc. Kiedy już usunęli się w cień, przyczajeni czekali, aż niczego nie spodziewająca się osoba przejdzie przez środek by znienacka zacząć klaskać. Tłum podchwycił klaskanie i przypadkowemu przechodniowi trafiły się niezłe owacje.

Te i inne wydarzenia zakłóciły wątpliwy spokój towarzyszący ogłaszaniu wyników.W końcu Piotro z szalonym okrzykiem wybiegł z Uniwerku. Wzniesione ręce i palce ułożone w literę V dobitnie świadczyły o tym kto wygrał.

Wynik prezentują się następująco:
Plus - 4 miejsca
Gras- 3 miejsca
Czerwoni-2 miejsca
GO- 1 miejsce
AG- 1 miejsce
Anarchiści w postaci die Brut (Bier, Rum und Tequila!) - 0 miejsc (niestety)

Frekwencja wyniosła jakoś poniżej 24%. Zagłosowało około 1700 studentów. W tym prawie wszyscy studenci z wymiany zagranicznej. Zdaje się, że to właśnie my przesądziliśmy o wyniku wyborów. Cóż to za kraj, w którym to studenci z wymiany decydują o losach uniwersytetu...

Wraz z końcem kampanii wyborczej nadszedł też koniec złotego okresu tego Erasmusa. Przez cały maj piliśmy darmowe piwo, jedliśmy darmowe posiłki, jeździliśmy na elektrycznych skuterkach ekologicznych, graliśmy w piłkę i badmintona, opalaliśmy się i leniliśmy się. Jak zauważyliśmy z Ilde i Teresą od początku maja nie było dnia w którym nie piliśmy alkoholu. Tradycję tę utrzymujemy po dziś dzień. (-Oh dzisiaj nic nie piję. Dwie godziny później - No dobra jedno cedrowe piwo w Claddagh Irish Pub. Skończyło się na kilku...)

Plac przed Uniwersytetem świeci pustką. Teraz wiemy już, że to nie chodziło o darmowe piwo i jedzenie (no dobra chodziło), ale o miejsce gdzie codziennie spotykaliśmy się praktycznie wszyscy. Teraz o wiele trudniej zebrać Erasmusów do kupy. A przynajmniej nie trudno to robić codziennie. Beatriz, jedna z Hiszpanek poczyniła uwagę, że Erasmusi po prostu mieszkali przed uniwerkiem i kursowali pomiędzy poszczególnymi standami. Prawda to.
Czasem na prawdę było nam głupio iść po czwarty talerz zupy, ale nie chciało nam się wracać do akademików i gotować. Sumienie szybko zagłuszało darmowe piwo, a zwłaszcza tzw. Diesel czyli piwo z colą.

Parokrotnie spotkałem Erasmusów siedzących na schodach przed Uniwerkiem i patrzących zamglonym wzrokiem w dal, czekając na darmowego grilla. Nic z tego. Zboczenie jednak pozostało i za każdym razem kiedy widzimy stand z piwem, bądź jedzeniem instynktownie kierujemy się tamże w nadziei na darmową strawę i napitki. Nic jednak z tego. Następne wybory za dwa lata.
Mieliśmy wiele szczecią, że trafiliśmy tu w rok wyborów do samorządu studenckiego.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna