niedziela, 30 listopada 2008

Krampusumzug

Intuicja kazała mi udać się do centrum Klagenfurtu. Tajemnicze słowo Krampusumzug czy w innej wersji Krampuslauf zaobserwowane na plakatach nie dawało mi spokoju. O co chodzi? Dlaczego wszyscy chcą iść zobaczyć owe tajemnicze coś?

Do centrum szedłem pieszo. Przez większość czasu ślizgałem się po nieodśnieżonych chodnikach, tylko czasem czując przyjemność siły tarcia i idąc normalnie. Pomimo przeszkód terenowo-przyrodniczych udało mi się dotrzeć do centrum w standardowym czasie (około trzydziestu minut).
Już z daleka dało się słyszeć głośnie dudnienie. Dźwięk przypominał bębny, jednak było w nim coś innego. Gdy nagle zza zakrętu wyskoczył...

To nie żaden ork z Władcy pierścieni!


Było ich coraz więcej. Wychodzili z każdego zaułka, z każdej uliczki. Podążali w jednym kierunku. Szybko okazało się, że dołączali do pochodu. Przebijając się przez tę piekielną zgraję i przez tłum zwykłych ludzi zamierzających obejrzeć widowisko dotarłem na czoło pochodu.

Nadchodzą!

Idealnie na czas rozpoczęcia. Zobaczyłem wtedy, kto przewodzi całemu pochodowi.



Tak, to żaden Santa Clause z reklam Coli. To prawdziwy święty Mikołaj, biskup Miry. Za nim kroczyło czterdzieści osób w karynckich strojach ludowych. Do pasa mieli oni przywiązane ogromne metalowe bębny, kształtem przypominające bardziej przerośnięte dzwonki dla krów. W środku na pewno miały jakieś kule. To właśnie ta świta świętego tak dudniła, obwieszczając rozpoczęcie pochodu.

Krowie dzwony robiły niezły hałas.

Cała ta hałastra została spuszczona z łańcucha (i to dosłownie). W dwu godzinnym pochodzie, naskokach na gapiów i próbach porywania małych dzieci i urodziwych niewiast pochód doszedł do Starego Placu, gdzie już czekała przygotowana scena. Z głośników leciał ciężki metal, głównie Rammstein.

Po tej przelotówce czas na trochę historii.
Sam Krampus pochodzi jeszcze z czasów przedchrześcijańskich i zapewne pod wpływem późniejszej kultury związanej z religią katolicką i popularnym przedstawieniem diabła przybrał obecne koziopodobne kształty. Zakazane przez inkwizycję (Ha! Nie spodziewaliście się inkwizycji co?), przetrwały w tradycji ludowej do dziś, stając się częścią kultury w całym rejonie alpejsko-adriatyckim. Teraz to po prostu taki włochaty odpowiednik naszej rózgi.
Jakoś tak się składa, że Krampus'y atakują głównie dzieci i kobiety. Jeszcze sto lat temu piątego grudnia (tradycyjny dzień Krampus'a, zaraz przed dniem św. Mikołaja, ponoć następstwo dni symbolizować ma to kontrolę nad Krampus'ami jaką przejmuje św. Mikołaj) kobiety bały się wychodzić w obawie przed gwałtem. Jak dowiedziałem się od Austriaczek, jeszcze parę lat temu Krampus'y mogły bić ludzi swoimi łańcuchami, jednakże prawnie tego zakazano. Zapewne przez zbyt dużą ilość nadużyć (alkoholu) i łańcuchów.


Teraz Krampusumzug to lokalna tradycja. Klagenfurt był świadkiem zlotu grup krampusowych z całego regionu (nie tylko Austrii!). Pochód trwał dobre dwie godziny, zanim wszystkie grupy przeszły całą trasę. Zwykła tłuszcza była od Krampus'ów odgrodzona barierkami. Nie przeszkadzało to stworkom na dzikie podbiegnięcia i próby przeciągnięcia dzieci bądź bardziej dojrzałych dziewcząt przez owe barierki. Co by Krampusy nie przesadzyły co jakieś dwadzieścia metrów stała para policjantów, trzymająca w ryzach tę piekielną hałastrę, zapewne o wiele skuteczniej niż czyni to św. Mikołaj z początku pochodu.

Z moich osobistych obserwacji. Na jedną z zamkniętych imprez w akademiku nagle wbiegł stado dzikich Krampus'ów. I kiedy już sobie zdrowo popili pozwalali sobie na zbyt wiele. Dziewczętom pewnie się nie podobało, ale większości facetów, do których te przestraszone dziewczęta się przyczepiały, pewnie już tak.
Druga sprawa to małe dzieci (no oseski prawie) oglądające niezbyt przyjemne twarze Krampus'ów za młodu. Austriackie koleżanki, które opowiedziały mi parę historii związanych z Krampus'ami ciągle mają traumę z dzieciństwa na wspomnienie ataku jakiegoś Krampus'a.

Wolę szóstego grudnia znaleźć czekoladki w butach, niż.....


Pod potwornymi maskami ponoć kryją się zwykli ludzie.

Komentarze (1):

Blogger Wojtek pisze...

rewelacyjne zdjęcia!

Ach, jak miło czytać bloga z życia studenckiego!:)

9 grudnia 2008 01:40

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna