poniedziałek, 18 maja 2009

To make out with

Jest pewna sfera erasmusowego życia, której dotąd nie poruszałem. Jednakże z dwóch powodów postanowiłem ją wreszcie opisać. Po pierwsze obraz tego wyjazdu byłby niepełny, a po drugie przydarzyła mi się historia, którą uznałem z godną opisania.

Erasmusie, zwłaszcza po prawie roku to jak życie skupione w soczewce. Można tu znaleźć wszystkie emocje, zarówno te pozytywne jak i negatywne. Różnica polega na tym, że przeżywa się je o wiele intensywniej i na tym, że o wiele szybciej mijają. Tyczy się to też szeroko pojętych związków damsko-męskich.

Słyszałem historię o pewnej dziewczynie. Była pięć lat ze swoim chłopakiem. Ale potem wyjechała na pół roku na Erasmusa i zdradziła nieszczęśnika. Co więcej po Erasmusie przeprowadziła się do kraju, z którego pochodził kochanek i jeśli się nie mylę to wzięli tam ślub. Inna historia opowiada od ludziach z dwóch różnych kontynentów. Ameryki Północnej i Europy, którzy poznawszy się na Erasmusie przeżyli wiele miłych chwil ze sobą. Pomimo odległości związek trwa do dziś. Gdybym sam nie był na Erasmusie nie uwierzyłbym w te bajki. Ale Ci ludzie naprawdę istnieją.

Erasmus niszczy związki. To fakt. Gdybym chciał policzyć związki zniszczone przez Erasmus Klagenfurt 2008/9 musiałbym liczyć też na palcach obu stóp. Atmosfera ciągłego letniego szaleństwa nie sprzyja związkom. Zdecydowanie nie sprzyja.

Pośród tej relatywnie małej grupy stu kilkudziesięciu osób można znaleźć wszelkie rodzaje związków. Mamy więc przelotne, jedno nocne przygody. Mamy paro-tygodniowe związki ludzi wierzących, że da się je naprawdę dłużej utrzymać. Mamy też wreszcie pełnoprawny związek, o którego przyszłości nie będę się jeszcze wypowiadał. Mamy portugalskiego amanta, który w niezwykły sposób potrafi uwieść wszystko co swym kształtem przypomina kobietę. Mamy nieszczęśliwie podkochujących się. Mamy nawet parę platonicznych związków, co najlepsze związki te nie są w żaden sposób tajemnicą dla obojga zainteresowanych. Mamy też symultaniczne zauroczenia (w trzech dziewczynach/facetach) na raz. Na początku w jednym z pierwszych wpisów o Erasmusie (tym ściągniętym z grupy na facebook'u) jeden z myślników brzmiał tak:
- You kiss everything and everyone and don't care about the consequences.
Chciałbym wnieść poprawkę do mojego poprzedniego komentarza. To jednak prawda. Chociaż niektóre z pocałunków nie mają żadnego związkowego powiązania to jednak stanowią najczęstszy przejaw istnienia naszych związków.

A teraz czas na historię. Rzecz dzieje się podczas Erasmus Summer Jam. Prosta sprawa. Dwóch panów zadurzonych po uszy w tej samej dziewczynie. Oboje przypadkiem dowiadują się o swoich uczuciach. Odbywają ponad półgodzinną, niezwykle fascynującą rozmowę. Wracają na imprezę niemal w objęciach i głośno się śmiejąc. Otwierają drzwi by zobaczyć, że obiekt ich uczuć właśnie wylądował w objęciach trzeciego i zanosi się na gęsty pocałunek.
Cielęco-maślane miny obu panów musiały być niezwykle zabawne, gdyż w momencie kiedy spojrzeli po sobie, obaj wybuchnęli gromkim śmiechem. Śmiech ten był jednak zabarwiony goryczą. Jeden z panów się zasępił, drugi autentycznie wkurzył. Na moment krótki.
Kiedy trzeci dostrzegł twarze swoich kolegów w mig pojął w czym rzecz. Przeprosił, ukłonił się i po prostu opuścił imprezę. Taka cena pijackich przyjemności.

Wszyscy jesteśmy świadomi, że za miesiąc i tak będzie trzeba wszystko odpuścić, jak przy każdym końcu. Za miesiąc cały nasz erasmusowy świat ulegnie szybkiej dekompozycji. Dlatego do tego czasu nikt nie odpuści. To niezwykłe, że ten incydent nie miał specjalnie wpływu na przebieg dalszej imprezy. Obaj panowie dalej bawili się świetnie. Oto paradoksalny dualizm Erasmusa.

Mogę zdradzić tożsamość jednego z bohaterów tej historii. Jednym z dwóch panów byłem ja.

Epilog: Los miał wkrótce pokazać, że ten kwadracik mógł się jeszcze bardziej powyginać.

Komentarze (4):

Blogger Staszek Krawczyk pisze...

Ciekawe... Taka strona Erasmusa, o której trudniej na zewnątrz przeczytać.

18 maja 2009 07:36

 
Blogger słowi_Anka pisze...

"Mamy portugalskiego amanta, który w niezwykły sposób potrafi uwieść wszystko co swym kształtem przypomina kobietę." O really? jak by to napisał Maciej... ;)

18 maja 2009 09:45

 
Blogger Piotr Podróżnik pisze...

Od tego mój blog.

Ya rly!

18 maja 2009 11:31

 
Blogger słowi_Anka pisze...

Ciekawe, co by powiedział na wspomnienie meczy z Polską :P :D

19 maja 2009 09:50

 

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna