poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Small city life

Przez przyjazd moich ziomków umknęło mi parę impresji, które nie poszły jednak w zapomnienie i którymi pragnę się teraz podzielić.

Pierwsza sprawa to mały nawyk jaki wykształcił się nam. Przez nas rozumiem Jana (mój były już niemiecki współlokator), Kumara (sąsiad hindus) i kogokolwiek, kto akurat miał niewątpliwe szczęście znaleźć się w pokoju (pozdrowienia lecą do Zofii i Marty). O co chodzi?
Otóż Jan bardzo lubi czytać różne gazety, a potem dyskutować o tym wszystkim, co właśnie przeczytał. Jako, że światopoglądowo różnimy się znacznie dyskusje potrafiły się ciągnąć godzinami i całymi wieczorami. Składnikiem X tworzącym mieszankę wybuchową jest Kumar, który światopoglądowo stanowi dla nas orientalne antypody (Np. Men are genious! Look how many Nobel prizes belong to men! Men were on the moon! Przez men nalezy rozumieć mężczyzn, a nie ludzi). Oczywiście nikt, z nas nie dał się przekonać do zdania drugiego (lub trzeciego).
Czasem zamiast dyskusji po prostu wymienialiśmy swoją wiedzę. Tym razem Kumar czarował znajomością gotowania przyrządzania potraw. U nas w Europie to tylko buła z serem (dla niewegetarian: z szynką) lub dżemem. W Indiach mają na śniadanie z czterdzieści potraw. Kosmicznie przyprawionych.

Skoro już o współlokatorach mowa, to w czasie kiedy stężenie ludzi w pokoju 308 przekraczało wszelkie normy nastąpiła wymiana współlokatorów. Jan przeprowadził się do pojedynczego pokoju w Concordii, a na jego miejsce wskoczył Polak Tymek. Tymek ma swój samochód, ale jest też bardzo sympatyczny. Lubi wędrować po górach i zdaje się, że obszedł już wszystkie szczyty w promieniu stu kilometrów od Mozartheimu. Lubi też Monty Pythona. Fajnie.

Drugie Bemerkung to specyficzny typ ludzi, których pozwoliłem sobie nazać aktywistami. Aktywiści to tacy ludzie, którym chce się coś robić. Nieważne co, ważne, że działają. Blabi jest przedstawicielem mieszkańców akademika. Gotycki zajmuje się internetem, Petra zmonopolizowała klagenfurcki VSStÖ czyli Verband Sozialistischer StudentInnen Österreischs (puszczają dobre filmy!), Arthur rozwiesza plakaty Inept English Theatre. Jak widać jest ich w Klagenfurcie całkiem sporo,a to i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Czasami można odnieść wrażenie, że oni są wszędzie. A przynajmniej wszędzie ich pełno.
Ciekawym przykładem jest Martina, która postanowiła udzielać lekcje jogi. Interesujące jest to, że do Martiny zgłaszają się praktycznie sami faceci. Jak wyjrzeliśmy z Wojtkiem przez balkon i przypadkiem zobaczyliśmy jogę na trawniku, szybko doszliśmy do sedna sprawy. Zdaje się, że większość facetów płaci za te lekcje i przychodzi tam dla Martiny, a nie dla jogi. Jak pomyślę o masażu rozluźniającym jaki aplikuje ona niedoszłym joginom, to autentycznie zastanawiam się, czy nie wydać tych paru euro na lekcję.
Martina to była dziewczyna Gotyckiego. Zdaje się, że aktywiści lubią trzymać się razem.

Po drodze muszę zaznaczyć, że Klagenfurt zdążył się całkowicie zazielenić. Okoliczne pagórki wyglądają dwa razy malowniczej, kiedy nakrapiane są świeżą, dopiero co obudzoną, żywą zielenią. Wiele drzew jest pokrytych różowymi lub białymi kwiatami. Na trawnikach sporadycznie pojawiają się mlecze. Oddychanie, jeszcze nigdy nie było tu tak przyjemne.

Ostatnia sprawa to lingwistyczne podróże przez język niemiecki, czyli hansowa reminiscencja.

strampeln: leżeć na brzuchu i machać nogami jak żuczek
nebeln: zmgławiać
das Eisenbahnknotenpunkthinundherschrieberhauschen: budka dróżnika
das Milzbrandödem: obrzękowa postać wąglikadas Driftsprühen: opryskiwanie drobnolistne wykorzystujące naturalny ruch powietrza

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna