sobota, 2 maja 2009

International day

W środę miał miejsce Dzień Międzynarodowy. Przedstawiciele, różnych narodów dostali swoje miejsce, gdzie mogli reprezentować swój kraj. Polskę reprezentowali:
Prezentacja ze zdjęć miast, gór, znanych ludzi i obrazów Matejki - przygotowana przez Tymka
Barszcz biały - z torebek i miejscowej kiełbachy - ugotowany przez Skibę i mnie
Kisiel z bitą śmietaną (hit sezonu! rozszedł się w niecałe pięć minut) - również z torebek dzieło Skiby.
Wyborowa z ogórkiem kiszonym.
Flaga na drzewcu.
Piosenki Grechuty, których prawie nie było słychać.
Folderki o Polsce, które dostaliśmy z biura.

Przygotowania szły strasznie opornie. Głównie dlatego, że Magda i ja poszliśmy spać zaledwie cztery godzin wcześniej. Szukanie w necie zdjęć do prezentacji, szybka wizyta w sklepie i udało nam się dotrzeć na uniwerek tylko pół godziny po czasie. Jedzenie przygotowywaliśmy jednak jeszcze całkiem długo.
W końcu, po zakończeniu wszelkich preparacji zabraliśmy się do zwiedzania standów innych narodów:
Jason z Wielkiej Brytanii rozdawał herbatę z mlekiem i puszczał Latający Cyrk Monty Pythona i Czarną żmiję.
Amerykanie kusili czizami z McDonalda, chlebem z masłem orzechowym i dżemem (co za potworność) i smażonymi fistaszkami.
Hiszpanie mieli cały gar Sangrii i talerze, które wypełniała tortilla de patatas.
Portugalczycy kusili winem.
Podobnie Francuzi, którzy dodatkowo przygotowali parę potraw, których nazw nie pamiętam.
Paolo samotnie reprezentował Włochy.
Słoweńcy i Chorwaci podobnie jak Francuzi przygotowali swoje najlepsze wina.
Czesi upiekli czekoladowe ciasto, które zapić można było czeskim piwem.
Austriacy przyrządzili jakiś gulasz i sznycel wiedeński, ale nikt tym się nie przejął bo szybko zniknęli.
Hindusi za to dali czadu. Puszczali filmy z Bollywood. A w momencie, w którym wszyscy byli już w miarę najedzeni wnieśli ogromną miskę i ustawili ją na środku stołu. Wypełniona była po brzegi potrawą z ryżu zwaną Tiger rice. Niezwykle ostre i niezwykle pyszne. Żółty ryż o smaku cytryny zajął mnie na dłuższą chwilę. Było go tak dużo, że udało mi się zjeść dwie dokładki.

Z ciekawszych wydarzeń to:
Udało mi się wypić po strzale wódki z profesorem prowadzącym wykład Medien und Politik.
Niewyspanie i stan, nieznośnej lekkości bytu pogłębiły się jeszcze bardziej po degustacji tych wszystkich alkoholi, które wymieniłem powyżej.

Wieczorne zajęcia z niemieckiego jeszcze nigdy nie były tak wesołe.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna